sów z tłumu, wskazując na młodzieńca, zmaczał swą chustkę we krwi austrjaczki, śmierć mu!
Dumny uśmiech przebiegł po ustach młodzieńca, rozerwał koszulę, odkrył pierś i upuścił chustkę.
— Panowie, rzekł, nie jest to krew królowej, ale moja własna, pozwólcie niech umrę spokojnie.
I wszyscy ujrzeli głęboką i krwią zbroczoną ranę w jego lewym boku.
Tłumy wydały okrzyk przerażenia i cofnęły się.
Wtedy młodzieniec zwolna osłabł i padł na kolana, patrząc na rusztowanie, jak męczennik patrzy na ołtarz.
— Maison-Rouge! szepnął Lorin do ucha Maurycemu.
— Bądźcie zdrowi! zcicha rzekł młodzieniec z niebiańskim uśmiechem pochylając głowę, bądźcie zdrowi, a raczej dowidzenia!
I skonał wpośród zdumionych gwardzistów.
Mały piesek obłąkany wyjąc kręcił się wokoło trupa.
— Patrzcie, to Black, powiedział jakiś człowiek, trzymający w ręku gruby kij, patrzcie, to Black; pójdź tu, pójdź stary.
Piesek podbiegł ku temu, kto go wołał, a ten człowiek natychmiast podniósł kij i wybuchając głośnym śmiechem rozpłatał mu głowę.
— O! nędznik! zawołał Maurycy.
— Cicho! szepnął Lorin, cicho, albo zgubimy się... to Simon!
Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/306
Ta strona została przepisana.