Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/329

Ta strona została przepisana.

Jeden z więźniów otworzył ją przez ciekawość i cofnął się przerażony.
W szafie wisiała zbroczona krwią odzież w przeddzień ściętych osób, tu i ówdzie widniały długie zwoje włosów: był to spadek kata, który tę spuściznę odprzedawał krewnym, jeżeli władza nie poleciła mu spalić tych szczątków.
Maurycy, drżący i nieprzytomny, zaledwie drzwi otworzył, jednym rzutem oka objął ten cały obraz.
Wszedł na salę i padł u stóp Genowefy.
Nieszczęśliwa wydała okrzyk, który on stłumił na jej ustach.
Lorin, płacząc ściskał przyjaciela w swoich objęciach.
Rzecz dziwna, wszyscy obecni tu nieszczęśliwi, mający razem umrzeć, zaledwie patrzyli na rozrzewniający ten widok.
Każdy zanadto sam był wzruszony, iżby miał się przejmować wzruszeniem innych.
Troje przyjaciół przez chwilę pozostało złączonych niemym, serdecznym i prawie radosnym uściskiem.
Lorin pierwszy oddzielił się od tej rozpaczającej grupy.
— Więc i ty jesteś także skazany?.. — spytał Maurycego.
— Tak.... — odpowiedział tenże.
— Co za szczęście!... — szepnęła Genowefa.
Radość ludzi, którzy godzinę tylko żyć mają, nie może trwać nawet tyle, co samu ich życie.
Maurycy napatrzywszy się na Genowefę z tą gorącą miłością, jaką w sercu swojem żywił, podziękował jej za to słowo zarazem tak samolubne i tak czułe, i zwrócił się do Lorina:
— A teraz... — rzekł, biorąc ręce Genowefy w obie dłonie, pomówmy z sobą.
— O! tak, pomówmy, odpowiedział Lorin, niewiele już nam pozostaje czasu. Cóż mi powiesz.
— Aresztowano cię z mojej przyczyny, potępiono Genowefę, aleś ty nic przeciw prawu nie zawinił, ja zaś i Genowefa dług swój spłacamy, ale poco ty masz pokutować z nami?
— Nie rozumiem cię.