Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/334

Ta strona została przepisana.

— O!... — z ponurym uśmiechem rzekł Maurycy; — czy tak pomyślałeś?
Genowefa zwiesiła głowę na ręce, zbyt słaba, żeby mogła znieść tyle wzruszeń.
— Tak, tak myślałem, bo znaleziono przy nim zakrwawiony jego pałasz, chyba... że kogo spotkał...
Maurycy, nie mówiąc nic, skorzystał z chwili, że Genowefa widzieć go nie mogał, odpiął swą odzież i pokazał Lorinowi zbroczoną krwią kamizelkę i koszulę.
— A! to co innego... — odrzekł Lorin.
I podał rękę Maurycemu.
— Teraz... — dodał, pochylając się do ucha przyjaciela, — ponieważ mnie nie rewidowano i wszedłem tu, mówiąc, że należę do orszaku pana Samsona, mam wię nóż przy sobie i jeżeli czujesz wstręt do gilotyny.
Maurycy z uniesieniem radości schwycił to zabójcze narzędzie.
— Nie... — rzekł, — onaby zanadto cierpiała.
I oddał nóż Lorinowi.
— Masz słuszność, — odpowiedział tenże, — niech żyje machina pana Guillotin? Szczutek w kark, jak powiedział Danton. A cóż to znaczy szczutek?...
I cisnął nóż w pośród tłumu skazanych.
Jeden z nich porwał go, wtłoczył sobie w piersi i natychmiast padł nieżywy.
W tej chwili Genowefa poruszyła się i krzyknęła. Samson położył rękę na jej ramieniu.