Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/35

Ta strona została przepisana.

skiej, uzbrojonej dla stawiania czoła wszelkim zachciankom na korzyść Kapeta. Co większa: Maurycy, z brwią zmarszczoną od ponurego gniewu, z rozszerzonem okiem, czołem bladem, z sercem zagasłem przez szczególne zlanie się moralnej nienawiści i fizycznej litości, towarzyszył z wydobytą szpadą przy straceniu króla, i sam jeden może w całym tym tłumie milczał, gdy spadła głowa tego syna świętego Ludwika, gdy dusza, jego wstępowała do nieba; wtedy dopiero, kiedy już wszystko się skończyło, wzniósł w górę straszną swą szpadę, a wszyscy przyjaciele jego krzyknęli, uniesieni wściekłą radością, nie zważając, że tym razem, Maurycy głosu swego nie połączy z ich okrzykami.
Takim był człowiek, zmierzający dnia jedenastego marca, rano, ku ulicy Lepelletier, a któremu powieść nasza nada wybitniejszą charakterystykę w szczegółach burzliwej epoki.
Około dziesiątej — Maurycy przybył do sekcji, której był sekretarzem.
Wielkie tam panowało wzburzenie, szło bowiem o głosowanie nad adresem Konwencji, w przedmiocie poskromienia żyrondystowskich spisków. Maurycego więc oczekiwano niecierpliwie. Główną kwestję stanowił powrót kawalera de Maison-Rouge i śmiałość z jaką ten zagorzały buntownik znalazł się po raz drugi w Paryżu, pomimo wiadomości, że nałożono na jego głowę nagrodę.
Wszelako wbrew powszechnemu oczekiwaniu, Maurycy ponury był i milczący. Zręcznie zredagował proklamację, w trzy godziny skończył pracę i spytał, czy posiedzenie już zamknięte, a otrzymawszy potwierdzającą odpowiedź, wziął kapelusz, wyszedł i udał się na ulicę św. Honorjusza.
Przeszedłszy most, dostał się wkrótce na ulicę Wiktora, jak ją podówczas nazywano.
— Biedna!... — szepnął Maurycy, — nie zastanowiła się wczoraj, że noc trwa tylko dwanaście godzin, że zatem tajemnica jej dłużej niż noc trwać nie będzie. Przy blasku słońca, znajdę drzwi, któremi schowała się przede mną, a kto wie, może i ją samą w jakiem oknie spostrzegę?...
Był już wtedy na starej ulicy św. Jakóba i stanął tak, jak mu wczoraj stać kazała nieznajoma. Przez chwilę