Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/57

Ta strona została przepisana.

prawości. Jak wiesz, jestem garbarzem i właścicielem garbarni. Większa część kwasów, których używam do preparowania skór, stanowi towar zakazany. Jakoż przemytnicy, z którymi mam do czynienia, dowiedzieli się, że denuncjowano ich radzie generalnej. Widząc, że się wypytywałeś, zląkłem się tego. Moich przemytników bardziej jeszcze, niż mnie samego, przestraszyła twoja czapka czerwona, a nadewszystko twoja odważna postawa, i nie ukrywam wcale, że śmierć twoja była nieodbicie postanowiona.
— To mi nic nowego nie powiadasz, obywatelu; dobrze o tem wiedziałem, bom słyszał całą waszą naradę i widziałem twój karabin.
— Kiedy już jesteśmy przyjaciółmi, że się tak wyrażę, powiedz mi młodzieńcze, pocoś tu przyszedł w nasze strony?... Rozumie się, jeżeli nie chcesz się zdradzić, nie żądam odpowiedzi.
— Zdaje mi się, żem ci już o tem mówił, — wyjąkał Maurycy.
— Prawda... — rzekł mieszczanin, — prawda, mówiłeś o jakiejś kobiecie.
— O Boże!... przebacz obywatelu... — odpowiedział Maurycy; — ale czuję bardzo dobrze, żem ci się wytłumaczyć winien. Dowiedz się zatem!... że szukałem kobiety, która kilka wieczorów temu, zamaskowana, powiedziała mi, że mieszka w tym cyrkule. Nie wiem ani jej nazwiska, ani stanu, ani mieszkania, ale wiem, że jest małego wzrostu i żem w niej szalenie zakochany.
Genowefa była słusznego wzrostu.
— Wiem, że blondynka i ma wesołą minę.
Genowefa była brunetką i miała wielkie myślące oko.
— Jest to gryzetka... — mówił dalej Maurycy, — abym się jej podobał przywdziałem suknię gminną.
— Otóż i wszystko wytłumaczone... — powiedział Dixmer z ewangeliczną wiarą, której nie zdradzało żadne ukośne spojrzenie.
Genowefa odwróciła się, czując, że jej kolory na twarz występują.
— Biedny obywatelu Lindey!... — śmiejąc się mówił Dixmer, — jakżeśmy ci niegodziwie kazali czas przepędzać!... O!... ty będziesz ostatni, któremu złe wyrządzić chciałem. No proszę, tak dobry patrjota, brat... Ależ, do-