Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/70

Ta strona została przepisana.

— Bo ten mały łajdak nie chce śpiewać, jak dobry patrjota, i nie chce pracować, jak dobry obywatel.
— No i cóż ci to szkodzi? — odrzekł Lorin. — Czy naród oddał ci Kapeta na naukę śpiewu?
— Proszę! — powiedział zdziwiony Simon — coś chyba w nieswoje rzeczy wtrącasz się, obywatelu sierżancie?
— Jakto w nieswoje rzeczy? Wtrącam się we wszystko, co dotyczy człowieka z sercem. Jakoż niegodnie jest, aby człowiek z sercem obojętnie mógł patrzeć, jak ktoś niesłusznie katuje dziecko.
— A ja powiadam, że pozwolono mi robić z nim, co mi się podoba. Chcę, żeby śpiewał piosenkę pani Veto i musi śpiewać.
— Ależ, nędzniku, pani Veto, jest matką tego dziecięcia; czy chciałbyś aby twemu dziecku kazano śpiewać, żeś jest łotrem?...
— Ja?... — ryknął Simon: ja! niegodziwy arystokrato!
— Tylko bez obelg, — powiedział Lorin — bo ja nie jestem Kapet... Mnie nie przymusisz do śpiewania.
— Każę cię aresztować, niegodziwy!...
— Ty?... — krzyknął Lonin — ty każesz aresztować mnie Termopila, sprobujno tylko zbójco!...
— Dobrze, dobrze, obaczymy, który z nas śmiać się będzie ostatni. Tymczasem Kapet, podnieś formę i pójdź dokończyć trzewika, albo do stu piorunów!...
— A ja — rzekł Lorin blady, jak trup, postępując naprzód, zacisnąwszy pięści i zęby — ja powiadam ci, że nie podniesie twojej formy; że nie będzie robił trzewików, słyszysz nikczemniku? Masz widzę przy sobie wielkie szablisko, ale nie boję się ani, jego ani ciebie. Tylko spróbuj i wydobądź.
W tej chiwili dwie kobiety weszły na dziedziniec; jedna z nich, która trzymała papier w ręku, przemówiła coś do placówki.
— Sierżancie, zawołała placówka, córka Tison chce się widzieć z matką.
— Przepuścić, bo rada pozwoliła — rzekł Lorin, nie chcąc się obrócić ani na chwilę z obawy, aby Simon korzystając z jego roztargnienia, nie bił znowu dziecka.
Placówka przepuściła obie kobiety; ale zaledwie wstąpiły na czwarty stopień ponurych schodów, spotkały Maurycego Lindey, który schodził na dziedziniec. Ponieważ