Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Tam Hoffman zrozumiał rzeczywiście niebezpieczeństwo, jakie mu grozi; jedni mieli go za arystokratą biegnącego zagranicę; inni wołali, że to agent Pitta i Cobourga. Niektórzy krzyczeli: na latarnię go! co wcale nie było wesołe. Drudzy krzyczeli: do trybunału rewolucyjnego! co było jeszcze mniej wesołe. Z pod latarni można było jeszcze niekiedy uciec, świadkiem ksiądz Maury; z trybunału rewolucyjnego, nigdy.
Wtedy Hoffman próbował wyjaśnić wszystko co mu wydarzyło się wczorajszego wieczora. Opowiedział grę, wygraną. Jak z kieszeniami pełnemi złota poszedł na ulicę Hanowerską, jak nie zastał już tam kobiety, której szukał, jak party dręczącą go namiętnością, biegał po ulicach Paryża, a przechodząc przez plac Rewolucji zastał tam kobietę siedzącą na skraju gilotyny, jak go ona zaprowadziła do hotelu S. Honoré, a tam po nocy spędzonej wśród upojeń, znalazł w objęciach kobietę nietylko umarłą lecz z uciętą głową.
Wszystko to było nieprawdopodobnem, to też nie uwierzono opowiadaniu Hoffmana: fanatycy prawdy, mówili, że kłamie, umiarkowani, że cierpi pomieszanie zmysłów.
Gdy się to działo, jeden z obecnych objawił rozsądne zdanie:
— Mówisz, żeś przepędził noc w jednym z hoteli przy ulicy Honoré?
— Tak.
— Wypróżniłeś tam kieszenie pełne złota na stół?
— Tak.
— Wieczerzałeś tam i nocowałeś z kobietą, której głowa, spadając do twych nóg, sprawiła ci ten wielki przestrach, żeś uciekał, sam nie wiedząc gdzie?
— Tak.
— Pójdziemy więc do hotelu; może nie znajdziemy już tam złota, ale znajdziemy kobietę.
— Tak! tak! — krzyczeli wszyscy, — chodźmy, szukajmy!
Hoffman byłby wolał nie szukać; ale musiał ulec ogromnej woli, streszczonej w tym wyrazie, szukajmy.
Wyszedł więc z kościoła ku ulicy S. Honoré, i szukał.
Odległość od kościoła Wniebowzięcia do ulicy tej nie była wielka. Daremnie jednak szukał Hoffmana, zrazu niedbale, następnie z większą uwagą, potem naresz-