Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

gilotyny, sprowadza ją do wspaniałego pałacu, do jakiego wytwornego zajazdu, gdzie przepędza noc w upojeniach muzycznych, tanecznych, miłosnych; poczem, zastaje ją umarłą. Czy nie to on wam opowiadał, obywatele?
— Słowo w słowo, — ryknął tłum.
— A więc! a więc — odezwał się Hoffman z okiem iskrzącem, — powiecie, iż to nie jest prawdą, doktorze, wy, coście odpięli spinkę brylantową zamykającą naszyjnik aksamitny. Oh! ja powinienem był zaraz czegoś się domyśleć, spostrzegłszy wino szampańskie sączące się z pod naszyjnika, albo spadłą na jej nogę głownię płonącą, która zamiast ją przypiec, sama od jej nogi zgasła.
— Widzicie, widzicie, — rzekł doktór z oczyma pełnemi litości i głosem żałosnym; otóż powraca mu szał.
— Jakto szał! — wykrzyknął Hoffman; — jak śmiecie mówić, że to nieprawda! Śmiecie mówić, że nie nocowałem z Arsenją, która była gilotynowana wczoraj. Śmiecie mówić, że jej aksamitny naszyjnik nie był jedyną rzeczą, która jej głowę utrzymywała na ramionach! Śmiecie mówić, że gdyście otworzyli spinkę i odjęli naszyjnik, głowa nie spadła na kobierzec! Cóż znowu, doktorze, wiecie dobrze iż wszystko co mówię, jest prawią.
— Czcigodni obywatele, — rzekł doktór, — wszak teraz chyba nie macie żadnej wątpliwości!
— Ależ tak! tak! — krzyknęło sto głosów z tłumu.
Ci z obecnych, którzy nie krzyczeli, melancholijnie potakiwali głową na znak przyznania.
— A więc, — odezwał się doktór, — każcie podjechać dorożce, abym go odwiózł.
— Dokąd to — krzyknął Hoffman; — dokąd macie mnie odwieźć?
— Dokąd? — rzekł doktór, — ano do domu obłąkanych, skądeś się wydobył, mój przyjacielu.
Potem dodał cicho:
Nie wzbraniaj-że się, do licha! inaczej nie odpowiadam za ciebie. Ci ludzie pomyślą, żeś sobie z nich zakpił i rozszarpią w kawałki.
Hoffman westchnął i opuścił ręce.
— Widzicie teraz, — mówił dalej doktór, — znowu spokojny, jak jagnię. Napad przeminął... Tak, tak, spokojnie, mój przyjacielu, ucisz się...