Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

wieczora odjechać do Francji, Hoffman zaczął robić przygotowania do podróży.
Chodząc, wracając, czyszcząc surduty, gładząc koszulę wybierając chustki do nosa, Hoffman wyjrzał oknem na ulicę i pozostał w pozie, w jakiej go widzieliśmy.
Młoda, 16 lub 17 letnia dziewica, prześliczna, obca zapewne w Manheimie, bo Hoffman nie znał jej wcale, szła z przeciwnej strony ulicy ku kościołowi.
Hoffman w swych marzeniach poety, muzyka, i malarza, nic nigdy podobnego nie widział, ani nawet spodziewał się ujrzeć. Jednakże z tej odległości widział zachwycającą całość, szczegóły były mu niedostępne.
Za dziewicą szła stara służąca. Obie wstąpiły wolno po schodach kościoła i znikły w kruchcie.
Hoffman porzucił tłomok napół upakowany, frak barwy osadu winnego napół oczyszczony, surdut z potrzebami napół złożony, i stanął nieruchomy za firanką.
Tam to zastaliśmy go, czekającego na wyjście tej, którą widział wchodzącą.
Bał się tylko jednej rzeczy: aby to czasem nie był anioł, i zamiast wyjść przez drzwi, nie wyniósł się oknem, by wzlecieć ku niebu.
W tej to ujęliśmy go sytuacji, a po nas ujął go Zacharjasz Werner.
Nowoprzybyły, jak powiedzieliśmy, położył mu jednocześnie usta na czole, a rękę na ramieniu. Potem głęboko westchnął.
Lubo Zacharjasz Werner był zawsze bardziej blady, dziś jednak jeszcze bledszy był, niż zwykle.
— Cóż ci jest? — zapytał go Hoffman z istotnym niepokojem.
— Och! mój bracie! — zawołał Werner. — Jestem rozbójnikiem! nędznikiem! wartem śmierci... rozwal mi głowę toporem... serce przebij mi strzałą. Nie godnym już oglądać światła słonecznego.
— No! no! — odrzekł Hoffman z łagodnem roztargnieniem człowieka szczęśliwego — cóż to się stało, mój bracie?
— Stało się... Co się stało, pytasz?... chcesz wiedzieć, co się stało?... Otóż mój drogi, kusił mnie djabeł.
— Jakto?