Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa te o wiele zmniejszyły szacunek, jaki niektórzy powzięli dla Hoffmana. Oddano mu papiery, wypróżniono zafundowane przez niego kieliszki, ale przestano go uważać za zbawcę ludów uciśnionych.
Jeden nawet z patrjotów dodał:
— On podobny jest do Saint Justa, ale ja wolę Saint Justa.
Hoffman, zapadłszy znowu w zadumę, którą podniecał piec, tytuń i wino burgundzkie, siedział czas jakiś zamyślony. Ale naraz podnosząc głowę:
— Więc tu dużo gilotynujecie? — zapytał.
— Niezgorzej, niezgorzej; podupadło to trochę od czasu Brissotinów, ale jeszcze się nieźle trzyma.
— Gdziebym mógł się dogodnie umieścić, czy wiecie, szanowni obywatele?
— Wszędzie.
— Ale tak, ażeby wszystko widzieć?
— To stań przy placu Kwiatowym.
— Dobrze.
— A czy wiesz, gdzie się znajduje plac Kwiatowy?
— Nie; ale podoba mi się ta nazwa; już się tam widzę umieszczonym. Którędy się tam idzie?
— Pójdziesz prosto ulicą Piekielną i dostaniesz się na plac.
— Ten plac dotyka wody, skoro nazywacie go quasis, to niby wybrzeże? — rzekł Hoffman.
— Właśnie.
— A tą wodą jest Sekwana?
— Sekwana.
— Więc plac Kwiatowy dotyka Sekwany, czy tak?
— Ej! ty widzę znasz Paryż lepiej ode mnie, obywatelu Niemcze.
— Dziękuję. Żegnam, czy mogę odejść?
— Masz tylko jednę formalność do spełnienia.
— Jaką?
— Wstąpisz do komisarza policji, i zażądasz karty pobytu.
— Bardzo dobrze! Żegnam.
— Poczekaj jeszcze. Z tą kartą udasz się do biura policji.
— Aha!
— I podasz adres swego mieszkania.