Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/129

Ta strona została przepisana.

dowców, jedynéj potomności, o jaką się artysta ubiega!
W godzinach czarnego smutku i strapienia niepocieszonego, otrząsał ciężar wspomnień, tłukąc w marmur podwojonémi razami. Tym sposobem wyciosał ostatnią grupę, którą przeznaczył na ozdobienie swego grobowéj. Był to zawsze jego ulubiony przedmiot, Chrystus umarły, na kolanach swojéj rodzicielki. Głaz leciał w druzgi pod dłonią jeszcze silną starca niepożytego. Jeszcze raz, i wszystko byłoby za nic: marmur zostałby skruszony, grupa straconą; artysta pozbyłby się jéj, oddając jednemu ze swoich chłopców w pracowni.
Umiarkowany dla siebie, wspaniałomyślny dla drugich, przestawał często na kawałku chleba; rozdawał summy ogromne swoim synowcom, swoim sługom, ubogim, nadewszystko artystom. Chciwy pracy, wróg roskoszy, szczery, powabny, surowy, lubił samotność, unikał ludzi. Nie rachował się on nigdy ze swémi obowiązkami, surowy był względem innych, a jeszcze bardziéj względem siebie samego, nienawidził podłości i wzgardzał głupotą, słowem całe pasmo życia