Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/148

Ta strona została przepisana.

Ale wystawcie, jak to musiało dręczyć Tycjana, w którym wrzały młodość, wolność i miłość, kiedy się ujrzał przykutym w téj pracowni posępnéj do stropu gotyckiego, do ścian czarnych, arkad ciasnych pośród dwóch szeregów kościotrupów świętych i Matek Boskich pożółkłych! To jedno znaczyło, co zamknąć go do klasztoru, wtrącić do więzienia, albo za życia do grobu! Dla tego biédny chłopiec nie mógł nigdy dosyć odżałować swoich gór kochanych, dosyć opłakać dolin kwiecistych, gdzie z taką radością zbierał swoje farby, dosyć się nawzdychać do pokoiku powabnego w Pieve, gniazdka napowietrznego, z którego, przy zachodzie słońca, wzrokiem artysty już starego, i z sercem 20-letniego kochanka, spoglądał na widnokrąg niezmierzony i poetyczny.
Jan Bellini, zastraszony wyobraźnią płomienną i dążnościami zmysłowémi swego ucznia, w większéj go trzymał ryzie, jak innych. Matki Boskie i Magdaleny, jakkolwiek by chude miały zarysy i sztywne pozycje, były mu stanowczo zabronione. Zaledwie niekiedy pozwalano mu malować aniołków, przygrywających na lutni. Ale święty Sebastjan przebity strzałami, Job na