Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/158

Ta strona została przepisana.

czéj chęć wyszydzenia swoich współzawodników, jak nadzieję wygrania, dał mu swoją sakwę.
— Nie jesteśmy zbyt bogaci, kochany Giorgione, dodał tonem uprzejmym; ale będę pracował po nocach, ażeby odmalować z tuzin krucytixów i tyleż Ecce homo, o których chudość i straszny wyraz postaram się usilnie, a wykręciemy się z biedy. Niech się dzieje wola Boga i twoja.
— Uspokój się poczciwy przyjacielu, odpowiedział Giorgione; nie chcę zaglądać do twojéj sakiewki, w któréj pustki jak w mojéj, i gniewałbym się na siebie całe życie, gdybym cię miał zmuszać do malowania pomimowolnego. W dzień mamy roboty po uszy; noce do nas należą, z miłostkami, z marzeniami.
— Cóż więc myślisz zrobić?
— Tam do licha! wygram zakład, a pieniądze posłużą nam do spędzenia kilku wesołych i szczęśliwych dni w życiu, których, na honor, potrzebujemy; bo żyjąc tak, jak nam każe pan Bellini, stalibyśmy się wkrótce do niepoznania i nasze kochanki żegnając się, uciekałyby od nas.
— Ale jakże ty chcesz dokazać tego, co jest niepodobieństwem?