Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/161

Ta strona została przepisana.

będziemy żyli, jak będziemy mogli: co ty na to?
— Ja, Giorgione, powiem tyle, że jestem twoim przyjacielem, bratem, i pójdę za tobą, gdziekolwiek mnie tylko poprowadzić zechcesz.
— Amen.
— Mam dwie ręce, których nie zwykłem na krzyż zakładać, a odtąd, jak ujrzałem twoją pracę, poznałem, na czém zależy prawdziwe malarstwo. Zobaczysz, że za swego nowego ucznia nie będziesz się zbyt rumienić.
— A ja ci zaręczam, Tycjanie, że na robocie nam nie zbędzie. Z początku naprzykład nie trzeba się bardzo drożyć. Możesz być pewnym, że od razu nie użyją nas do dekoracyj kościołów i pałaców, i że królowie, kardynałowie, cesarz i papież nie będą tak skorzy, ażeby stawać w pozycyj przed dwóma buhajami, jak my! nie przymawiając. Na honor, przebaczam im. Ja sam takbym postąpił na ich miejscu. Co ty chcesz? Oddadzą oni nam to we dwójnasób, kiedy nakoniec weźmie ich chętka mieć swoje portrety, zdjęte przez mistrza Jerzego Barbarelli z Castel--