Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/184

Ta strona została przepisana.

wypuścił cały rój kupidynków, ptaszarnię istot szczebiocących, plejadę dzieciaków pyzatych i figlarnych, z których Alban brał wzór dla swoich bambinów, Zampieri, dla swoich serafinów. Nie podobna wymarzyć okoliczności bardziéj przyjemnych, tak rozmaitych i czarujących. Jedni zbierają owoce i rzucają koleżkom, którzy zbierają je do koszyków, delikatnie plecionych z trzciny; inni zaczepieni do gałęzi rękami i nogami, bujają się w powietrzu i kołyszą na łożu z liści; ten tutaj napina łuk i już ma wypuścić strzałę na swego sąsiada, który staje przed nim z śmieszném zuchwalstwem i pierś mu białą nadstawia, dwóch drugich próbują się, kto z nich lepiéj całuje, albo całusy odbiera; ci tam zajęci są dręczeniem biednego zająca, któremu się nie zdawało, żeby to było występkiem ogryść kilka liści zapomnianych; pięciu albo sześciu największych hałaśników trzymają się za ręce i tańczą w koło z zapamiętałością nad lata. A w tém wszystkiém nic wymuszonego lub spaczonego, nic, jak mówimy duchownego, a co późniéj wsławiło Watteau. Dzieło Tycjana szerokie i piękne, jak sielanka Teokryta, proste i wielkie