Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/195

Ta strona została przepisana.

w tych niewielu razach znalazłem ją tak pełną zacności i obojętności na moje spojrzenie, że nie poważę się nigdy pozwolić sobie, nawet za Waszym rozkazem, wskazywać jéj, jakie ubranie, albo jaka postawa najlepiejby przypadała do jéj piękności; ale zdaje mi się dosyć będzie na to jednego słowa W. K, Mości.
— Wcale nie, kochany Tycjanie, przerwał książę, nie znasz kobiét. Niech no tylko mąż zachce czego, wnet się oświadczą z zupełnie przeciwnémi chęciami. Ile musiałbym przenieść zarzutów, uwag, wymówek! Dowodziłaby przede mną, że jéj nie szanuję, że jéj więcéj nie kocham, żem wcale o nią nie zazdrosny; i Bóg wie nie co jeszcze. Tymczasem, ty przemawiasz jak artysta, ciebie słuchają, tobie wierzą, i kiedy Tycjan powie: „Na mój honor, pani, mogę z pani zrobić Wenerę?,, któraż kobieta chciałaby temu zaprzeczać?
— Jeszcze raz, mości książę, uwolnij mnie proszę.
— Do widzenia Tycjanie. Znasz moją chęć: zrób, jak będziesz mógł najlepiéj. Księżna cię oczekuje.,,