Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/205

Ta strona została przepisana.

nia jego mniéj były niepewne, i brakowało tylko imienia i daty, ażeby rozwiązać tg tajemnicę.
Tymczasem szkic oślepiający zbliżał się ku końcowi; ciało odskakiwało pod pęzlem; purpura płynęła w żyłach; jedna zawada niecierpliwiła artystę, były to ostatnie fałdy tego aksamitu, któren rzucał plamę na ten śnieg żywy, i nie dozwalał jego arcy-dziełu wykazać się w całym blasku piękności, wspaniałéj i promiennéj.
»Szczęśliwy artysta, zawołał z goryczą, który mógł dłótować Wenerę starożytną w jéj nagości szczytnéj i czystéj! Nie miał przed sobą djamentów i materyj! Oh! gdybym mógł doznać podobnej doli, przysięgam na Boga! Wenus Medycyjska miałaby dzisiaj rówiennicę!
„Ale spojrzyj tylko na mnie, mistrzu!“ rzekła księżna ze śmiechem.
Tycjan odwrócił się nagle i wydał krzyk.
Żona don Alfonsa księcia Ferrary, odsłonięta zupełnie leżała na sofie w pozycyj téj boskiéj Wenery Tycjana, którą można do dziś dnia Uwielbiać w galeryi Florenckiéj.