Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Wielki Boże! nie mylę się, rzekł Tycjan, rzucając się ku niéj.
— Nareście.
— To Pani!
— To ja, twój model... twoja Lorka!! Niewdzięcznika! zapomniałeś więc o mnie?
— Nie mogę przyjść do siebie. Córka ubogiego Zuneetto.
— Która za kawałek chleba stawała w pozycyi w twojéj pracowni w Wenecyi, jest monarchinią Ferrary. A co dziwniejszego w téj dziwnéj przygodzie, to to, że jéj dawny pan i władca dopotąd nie chciał uznać księżny Ferrary, dopóki się ona nie zniżyła do swego niskiego powołania służenia za model.
— Dobrze się domyślałem, że te rysy nie były mi obce.
— To szczęście! Zresztą, nie mam za to żalu. Od tego czasu upłynęło lat ze dwanaście i musiałam się bardzo odmienić.
— Ale jakże mogłaś pani dojść...?
— Do zaślubienia Alfonsa? To bardzo naturalnie: zobaczył mnie, pokochał i pojął za żonę. Nic bardziéj logicznego.