Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/239

Ta strona została przepisana.

jaki je osypywał; oczy z po za łez miotały błyskawice roskoszy i miłości. Słowem była to piękna zalotnica Magdala, raczéj przed grzechem, aniżeli po nim.
Lecz w chwili, kiedy już ostatecznie wykończał swoje dzieło, Tycjan się spostrzegł, że oddał rysy jakiejś Wenery czy innego bóstwa pogańskiego, jakie się wyryły w jego pamięci, po oglądaniu jednego posągu starożytnego. Pod względem przecież sztuki dzieło to nie ulegało żadnéj naganie; lecz można było aż nadto przypuszczać, że Filip II nie zapłaci za Danaidę, albo Ledę, wówczas kiedy polecił malować Magdalenę.
Artysta użył następującego wybiegu.
Naprzeciw jego pracowni mieszkała młoda dziewczyna piękności niepospolitéj, rodziców nieznanych, która, przyprowadzona do nędzy, musiała nie bez przykrości za pół złotego za posiedzenie, służyć za model. Naprzód smutek czuwanie i niedostatek wszelkiego rodzaju, zostawiły ślady na jéj czole znękaném, na jéj policzkach bladych i wychudłych, daléj oblicze jéj z przyrodzenia odznaczające się i czyste, wynosiło ją nad inne istoty tego rodzaju. Nareście