Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/241

Ta strona została przepisana.

Ale wówczas Tycjan, jakby gwałtownym zapalony gniewem, surowo wyrzucał, że nie dotrzymała obietnicy, i groził jej wyrazami najdotkliwszémi, że ją wypędzi z pracowni i nie da ani grosza z zapłaty umówionéj, skoro natychmiast nie przybierze znowu swojéj pozycyi.
Biédne dziecię, pognębione poniżeniem i bólem, powstało nie mówiąc słowa i powróciło do pierwszéj postawy, a łzy gorzkie i obfite spływały po jéj policzkach.
„Już koniec! zawołał Tycjan głosem tryumfującym; takiego właśnie wyrazu szukałem.„
I zrobiwszy jeszcze kilka strychów pęzlem, pobiegł ku dziewczynie, uściskał ją z czułością ojcowską i sam zaniósł na łoże spoczynku.
„Moje dziecię, tyś mnie dopomogła do uskutecznienia arcy-dzieła; słuszna więc, ażebyś w niem udział wzięła. Oto cztéry złote za posiedzenie dzisiejsze, a oto twój posag, dodał podając jéj rulon dukatów. Wydam ciebie za jednego ze swoich uczniów, ażebyś nie miała potrzeby stawać już dłużéj w pozycyi.„
Filip II, zdjęty uwielbieniem, osłupiał na widok obrazu Tycjana. Lubo zdanie o genjuszu ma-