Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/252

Ta strona została przepisana.

oznaczył summę, która mu natychmiast wypłaconą zostanie.
Starzec się uśmiechnął, powstał z trudnością z siedzenia i rzekł, kłaniając się z uszanowaniem:
„Wasza Królewska Mość wyświadczysz mi łaskę, przyjmując te obrazy, jako oznakę mojéj wdzięczności. Nie biorę, pieniędzy od swoich gości.„
Żył po królewsku. Jego dom tak dalece pełen był służalców, paziów, popleczników, że jemu mogłyby pozazdrościć pałace dożów. Miły, wesoły, dowcipny, uprzejmy umiał pozyskać przywiązanie nawet współzawodników swoich. Przebaczano mu jego szczęście. Żaden może artysta nie zarobił summ tak ogromnych i nie wydał ich z większą wspaniałomyślnością i roskoszą. Pewnego dnia, dwóch kardynałów hiszpańskich, Pacheco i Granella przyszli do niego niespodzianie i zaprosili się na obiad. Tycjan zatrzymał ich w pracowni dla poprawienia portretów, i korzystając z chwili, w któréj nie dawano na niego baczenia, zbliżył się do okna i rzucił sakiewkę jednemu ze służących, z témi słowy: „Mam gości na obiad.„