Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Michał-Anioł żywo obrócił się ku niemu, z tą miną drwiącą i zuchwałą, jaką przybrałby łupieżca naszych czasów przed mieszczaninem.
„Uwagę! Pan?....” Te dwa wyrazy były wymówione bardzo powolnie.
„Krytykę, jeżeli się podoba.
— Na głowę mego fauna?
— Na głowę twego fauna.
— A kto pan jesteś, że mniemasz miéć prawo do krytykowania mojej roboty?
— Mniejsza z tém, kto jestem, byle moja krytyka była słuszną.
— A kto nas z panem rozsądzi, za kim będzie słuszność?
— Tobie samemu sąd pozostawiam.
— A więc, niech pan mówi, zawołał Michał-Anioł, zakładając ręce na krzyż z miną wyzywającą.
— Czy niechciałeś przedstawić starego fauna, śmiejącego się do rospuku?
— Naturalnie, to łatwo zrozumieć.
— A więc! dodał krytyk śmiejąc się, gdzieś widział starców, którzy mają wszystkie zęby w gębie?