Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/33

Ta strona została przepisana.

— Zobaczymy.”
Nieznajomy skierował swe kroki ku pałacowi, zawsze z jednostajną spokojnością, i miał już wchodzić na schody, kiedy dziecię, zatrzymując go za rękę, powiedziało mu, na pół z bojaźnią, na pół z gniewem:
„Dokąd pan idziesz? Czy sądzisz, że można dójść do pokojów księcia? Do jego ogrodów to jeszcze można, bo na to łaskawie zezwala. Tu nas wypędzą za drzwi.”
Nieznajomy przeszedł przedpokój. Służący powstali przy jego przejściu, straże pozdrawiali z uszanowaniem.”
Michał-Anioł szedł za nim w co-raz większém trapieniu. — Czy by był urzędnikiem dworu? mówił do siebie, nieco zmięszany swoją przygodą; W takim razie źlem postąpił mówiąc do niego tak ostro. Bah! pomimo togo wszystkiego, mój faun do mnie należy, i musi mnie go oddać. Moja robota jest moją własnością. Jeżeli mu koniecznie na tém zależy, to mu zapłacę za marmur.
Nieznajomy przechodził krużganki i salony, a nikt ani pomyślał tamować mu wejścia.