Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/71

Ta strona została przepisana.

— Jakto, mistrzu Buonarroti?
— Moje powołanie jest robić dłótem i młotem, nie malowałem nigdy w życiu, nie znam nawet mechanicznego sposobu postępowania z al-fresko. Prawda, żem rysował karton dla sali obradowéj we Florencyj; ale to był tylko rysunek, nic więcéj. Jak W. Ś. chcesz, ażebym ja, w moim wieku, zmieniał nagle swój zawód? Jeszcze raz, to nie mogło być powiedziane na prawdę, i W. Ś. chce mnie tylko doświadczyć.
— Powiedziałem: chcę tego, twoją, rzeczą jest być posłusznym.
— A ja Wam powiadam, Ojcze Święty, że ta myśl nie przyszła, że ona nie mogła przyjść Waszéj Świątobliwości. Jest to sieć bezczelna, zastawiona przez moich wrogów. Jeżeli odmówię, pozostanę tam, w kącie, bez roboty i wpadnę w niełaskę; jeżeli przyjmę, to upadnę niechybnie, i stracę tę małą sławę, jaką nabyłem w swojéj sztuce. A więc! nie, wolę jeszcze znieść gniew Waszéj Świątobliwości, aniżeli wystawić się na pewne pohańbienie. Jużem postanowił. W tej chwili odjeżdżam do Florencyj.