Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1008

Ta strona została przepisana.

— „To powiedzże swemu następcy, że wyszedłem, ażeby wpuścił mnie z powrotem, na wypadek gdyby mnie nie znał. Po gorącej przygodzie miłosnej, przykroby było marznąć na drodze.“ I mówiąc to, książę włożył cztery sztuki złote w rękę żandarma. „Podzielisz się ze swoim następcą, rzekł doń, byłoby niesprawiedliwem, ażeby ten co mnie wypuszcza otrzymał wszystko, a ten, co ma wpuścić nie otrzymał nic“.
Żołnierz wziął cztery sztuki złote, a książę przeszedł przez kratę. U stóp góry Zielonej czekała kareta z eskortą czterech ludzi konnych, książę wsiadł i puścił się cwałem.
Jeden z tych czterech ludzi był generał Lebastard de Prémont, miał on tak przebyć trzy pierwsze stacje konno, potem usiąść przy księciu i jechać z nim całą drogę. Dojechano tym sposobem aż do Weidlingen. Tam jest most rzucony na rzece Wiedence. Na moście leżała wywrócona fura wioząca na targ cielęta.
— „Oczyścić drogę!“ rzekł generał do trzech towarzyszów.
Zeszli z koni i gotowali się usunąć przeszkodę. Ale w tejże samej chwili ukazał się kask i szlify wyższego generała, który wyszedł z sąsiedniej gospody; był to generał Houdon. Za nim szło dwudziestu ludzi.
— „Zawróć!“ rzekł generał do człowieka przebranego za pocztyljona.
Ten, rozumiejąc ważność położenia już skręcał końmi, kiedy usłyszano tentent oddziału jazdy pędzącej tą samą drogą, którą przebyli.
— „Uciekaj generale! zawołał książę, jesteśmy zdradzeni.“
— „Ależ Wasza wysokość?...“
— „O! o mnie bądź spokojny, mnie się nic złego nie stanie... Uciekaj! uciekaj!“
— „Jednakże, mości książę...“
— „Mówię ci uciekaj, alboś zgubiony!... A jeśli potrzeba, w imię ojca mojego rozkazuję ci.“
— W imię cesarza, zawołał głos silny, stój!“
— „Czy słyszysz? rzekł książę. Uciekaj, ja chcę, proszę cię!“
— „Rękę, mości książę...“
Książę wysunął rękę przez drzwiczki, generał przycisnął ją do ust, poczem spiąwszy konia ostrogami i puszczając podaną sobie rękę, skoczył przez poręcz mostu.