odważyło się zbliżyć, ale całe stado dawnych stołowników, uwijało się w około niego.
— Wolne, wolne, wolne, szeptał Dominik, jesteście wolne, śliczne ptaszki, a mój ojciec uwięziony!
I rzucił się w fotel, pogrążony w głębokiej zadumie. Poczem, machinalnie prawie zjadł rosół i kotlety ze skórką chleba, z której środek dał ptaszkom.
Tymczasem słońce zniżało się coraz bardziej na horyzoncie, złocąc już tylko końce gałęzi i wierzchołki kominów.
Ptaszki odleciały, słychać tylko było zdala ich świergot w szpalerach, niknący coraz bardziej.
Dominik, zawsze jeszcze machinalnie, wyciągnął rękę i rozłożył gazetę. Dwie pierwsze kolumny, mieściły rozwlekły opis wypadków wczorajszych. Ksiądz Dominik, znając wypadki dobrze, przeskoczył je, ale stanąwszy na trzeciej, uczuł się nagle jak oślepionym, zadrżał, zimny pot wystąpił mu na czoło: nie przeczytawszy nic jeszcze spostrzegł trzy razy wymienione swoje nazwisko, czyli raczej nazwisko swego ojca.
Z jakiego powodu nazwisko pana sarranti trzy razy powtórzone było w kolumnach tego pisma? Biedny Dominik doznał podobnego wstrząśnienia, jak współbiesiadnicy Baltazara w chwili, gdy niewidzialna ręka skreśliła na murze trzy ogniste wyrazy. Przetarł oczy, jak gdyby widok krwi go oślepiał; spróbował czytać, ale dziennik do tego stopnia drżał mu w ręku, że wiersze migotały przed jego oczyma, jak blask poruszanego zwierciadła.
Nakoniec, rozciągnął papier na kolanach, przytrzymał go z obu stron rękoma i przy ostatnich promieniach światła dziennego czytał...
Zgadujecie czytelnicy, co czytał...
Czytał on straszliwą notę, zamieszczoną w gazetach, kTórą położyliśmy wam przed oczy, notę w której ojciec go był oskarżony o kradzież i morderstwo.
Piorun nie byłby w stanie śmiertelniej ugodzić człowieka. Nagle porwał się z miejsca i przyskoczył do biurka wołając:
— Bądź błogosławiony Wielki Boże! Ta potwarz, o mój ojcze! wróci do piekła zkąd wyszła.
I wyciągnął z szuflady znany nam papier, na którym była spasaną spowiedź pana Gerarda. Pocałował żarliwie papier
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1017
Ta strona została przepisana.