Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1020

Ta strona została przepisana.

— Masz go przy sobie, rzekł Gerard, jest tutaj... oddaj mi go.
I ksiądz uczuł znowu na swem ramieniu ściśnięcie żelaznej ręki, podczas, gdy wyciągnięte palce mordercy, dosięgały już prawie rękopismu.
— Tak, jest on tutaj, odrzekł Dominik, ale tam, gdzie jest, pozostanie, przysięgam ci to na moją wiarę.
— Chciałeś więc złamać przysięgę? chciałeś wyjawić spowiedź?
— Powiedziałem ci już, że związany jestem tą ugodą i dopokąd żyjesz będę milczał.
— A więc dlaczego zatrzymujesz papier?
— Zatrzymuję dlatego, że Pan Bóg jest sprawiedliwy, że możesz umrzeć w czasie sprawy mego ojca i dlatego nakoniec, że gdyby mój ojciec został na śmierć skazanym, wzniósłbym ten papier do niebios wołając: Stwórco! Ty, który jesteś Bogiem wielkim i sprawiedliwym, dosięgnij winowajcę, a ocal niewinnego! Tak, nędzniku! jest to mojem prawem człowieka i księdza i użyję tego prawa.
Poczem odepchnąwszy gwałtownie pana Gerarda, który chciał mu drogę zagrodzić, powrócił na górę, zabraniając mu iść za sobą gestem nakazującym. Wszedł do mieszkania, zamknął drzwi i padł na kolana przed krucyfiksem.
— Boże Wielki i Panie! mówwił. Ty, który widzisz wszystko i słyszysz co się stało. O! Panie, byłoby to świętokradztwem przyzywać tu ludzkiej pomocy... W Twoim tylko ręku spoczywa sprawiedliwość. Poczem dodał głucho: A jeżeli sam nie wymierzysz sprawiedliwości, to ja wymierzę ją...

XVI.
Wieczór w pałacu Marande.

W miesiąc po zaszłych wypadkach, które opisaliśmy w poprzedzających rozdziałach, w niedzielę 30-go kwietnia, ulica Lafitte, łub nazywajmy ją tak, jak w ówczesnej epoce, ulica d’Artois, przedstawiała niezwykły widok około godziny jedenastej wieczór.
Wyobraźmy sobie bulwar des Italiens i bulwar des Capucins, aż do bulwaru la Madeleine, bulwar Montmartre aż do bulwaru Bonne-Nouvelle, a z drugiej strony podobnież całą ulicę de Provence i graniczące z nią ulice, li-