Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1023

Ta strona została przepisana.

ście podziękować malarzowi za jego uprzejmość, przychodziła następnie z jednym tylko służącym.
A gdy portret był na ukończeniu, pani de Marande zrozumiawszy, że uprzejmość takiego artysty jak Petrus i takiego szlachcica, jak baron Courtenay nie płaci się biletami bankowemi, szepnęła pięknemu malarzowi do ucha:
— Odwiedzaj mnie pan kiedy zechcesz, proszę tylko uprzedzić mnie naprzód jednem słówkiem, a zastaniesz u mnie Reginę.
Petrus zamiast odpowiedzi, pochwycił rękę pani de Marande i pocałował tak żarliwie, że aż młoda Lidia zawołała:
— A! jakżeż pan musisz kochać tych, których kochasz!
Nazajutrz zaś artysta otrzymał za pośrednictwem Reginy szpilkę bardzo skromną, nie mającą i połowy wartości jego pracy. Była to podwójna delikatność, którą Petrus ze swojem usposobieniem arystokratycznem, był w stanie lepiej ocenić, niż ktokolwiek inny.
Chodźmy więc za Petrusem, ma on zupełne prawo wprowadzić nas do domu bankiera z ulicy d’Artois i dopomódz do przestąpienia progów tego salonu, gdzie tylu sławnych ludzi już nas poprzedziło.
Zwróćmy się prosto do gospodyni domu. Jest ona na prawo w swoim buduarze.
Wchodząc tu, zostajemy zdziwieni.
Co się stało ze wszystkiemi znakomitemi ludźmi, których oznajmiano i dlaczego między dwunastoma kobietami, znajduje się tylko trzech lub czterech młodych ludzi.
To z tego powodu, że znamienitości polityczne przychodzą jedynie do pana de Marande i że pani de Marande nie cierpi polityki, oświadcza, że nie ma żadnych opinij politycznych i uważa jedynie, że księżna Berry jest zachwycającą kobietą, a Karol X musiał być niegdyś doskonałym szlachcicem.
Ale jeżeli mężczyźni, czyli raczej młodzi ludzie są dotąd w małej jeszcze liczbie, to jakiż olśniewający wieniec tworzą kobiety!
Zajmijmy się najpierw buduarem. Jest to ładny salon, dotykający z jednej strony pokoju sypialnego, z drugiej oranżerji. Ściany jego wybite są błękitnym atłasem z ozdobami czarnemi i różowemi, a piękne oczy i przepyszne brylanty przyjaciółek pani de Marande, błyszczą na tem tle lazurowem, jak gwiazdy na firmamencie. Ale tą, którą