gle wejrzenie na twarz bankiera, zdawało mu się dostrzegać na niej przez chwilę wyraz ironji.
Lecz oczy dwóch mężczyzn spoczęły na sobie z pewną powagą i wtenczas pan dę Marande kłaniając się, powtórzył te słowa:
— Panie Janie Robercie, mówię to na serjo: pani de Marande nie potrafi mi zrobić większej przyjemności, jak skarbiąc sobie przyjaźń człowieka takich zalet.
I podał mu rękę tak szczerze, że Jan Robert przyjął ją z równąż szczerością, chociaż ta szczerość ze strony młodego poety nie zdawała się być wolną od pewnego wahania.
Trzecią osobą, którą zajmować się będziemy, jest wprowadzający nas Petrus.
Wiemy już, jaka gwiazda go przyciąga. To też po zwykłych grzecznościach powiedzianych pani de Marande, Janowi Robertowi i stryjowi swemu generałowi Herbel, który siedząc w kąciku, trawi z takiem utrudnieniem, że aż oblicze jego traci przez to zwykłą powagę i godność, Petrus skłoniwszy się paniom, znalazł sposobność wesprzeć się zaraz o kozetkę, na której piękna Regina na wpół leżąc, oskubywała bukiet z fiołków parmeńskich, pewną będąc, że gdy wstanie aby zmienić miejsce, pościnane przez nią główki fiołków nie zginą.
Piątą osobistością jest po prostu tancerz.
Należy on do klasy bardzo cenionej przez gospodynię domu, ale którą poezja, powieść i malarstwo nie potrzebują się zajmować, o tyle chyba, o ile autor utworów scenicznych zajmuje się komparsami.
Powiedzieliśmy zatem, że Loredan rozmawiał z panią de Marande, że Jan Robert oparty o marmurowy kominek przypatrywał im się, Petrus rozmawiał z Reginą, uśmiechając się do każdego fiołka wypadającego z jej z rąk, generał hrabia Herbel, trawił mozolnie siedząc na sofie; w końcu, że tancerz zapisywał swoje kadryle, aby pospieszyć chronologicznie do swojej tancerki, za każdym razem, gdy orkiestra, która nie miała dać się słyszeć przed północą, zabrzmi w tej atmosferze woniejącej, wezwaniem do nowego kadryla.
Ale chcąc być dokładnym trzeba dodać, że obraz, który próbowaliśmy naszkicować, zmieniał się z każdą chwilą. Co minuta oznajmiano nowe nazwisko, osoby wymienione
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1027
Ta strona została przepisana.