wego przyjaciela, pana Kamila de Rozan, szlachcica amerykańskiego.
— O! rzekła Zuzanna, wszakże twój nowy przyjaciel jest dla mnie dawną znajomością.
— Wybornie! jakim sposobem?
— Jakto, rzekł z dumą Kamil, miałżebym szczęście być pani znanym?
— Doskonale! odparła Zuzanna. W Wersalu, na pensji gdzie byłam, niedawno jeszcze, ścisła przyjaźń łączyła mnie z dwiema współrodaczkami pana.
W tej chwili Regina i pani de Marande, poleciwszy staraniom pokojówki Karmelitę, ocuconą już z omdlenia, wchodziły do sali balowej.
Loreclan skrycie dał znak siostrze, która mu odpowiedziała niedostrzeżonym uśmiechem.
I gdy po raz ostatni Loredan usiłował zawiązać rozmowę z panią de Marande, Kamil i panna de Valgeneuse, dla zrobienia bliższej znajomości, rzucili się w odurzający wir walca i zniknęli w oceanie gazy, atłasu i kwiatów.
Cofnijmy się więc, gdyż spostrzegamy, iż dążąc do pani de Marande, zbyt pospiesznie przebiegliśmy wypadki i dni,, które powinny mieć miejsce w naszem opowiadaniu, jak je mają w naszej historji.
Przypominają sobie czytelnicy skandal zaszły na pogrzebie księcia de la Roehefoucault. Ponieważ kilka osób, mających pierwszorzędne miejsce w naszej historji, miało w niem udział, staraliśmy się opowiedzieć we wszystkich szczegółach tę straszną scenę, w której policja doszła do żądanych rezultatów: aresztowania pana Sarranti i zgłębienia stopni oporu, jaki mógł stawić lud wobec niesłychanych obelg wyrządzonych ciału człowieka, którego otaczał szacunkiem i miłością.
Siła została przy prawie! jak się mówi w języku urzędowym. „Jeszcze jedno takie zwycięztwo, powiedział Pyrrhus, który nie był wcale konstytucyjnym królem, lecz pełnym rozsądku tyranem, a jestem zgubiony!“ Oto co powinien