zgodzono się na to, aby roztrząsanie prawa odłożyć do następnej sesji.
Tymczasem pan de Villele podjął się, za pomocą zwykłych sobie kombinacyj, dostarczyć ministerstwu w izbie wyższej większości uległej i więcej w karby ujętej, niż ta, którą rozporządzał w izbie deputowanych.
W czasie tego zaszło zdarzenie, które przyspieszyło upadek owego projektu do prawa.
Dwunastego kwietnia, jednego z tych dni, któreśmy przeskoczyli, była rocznica pierwszego powrotu Karola X. do Paryża 12 kwietnia 1814. Gwardja narodowa pełniła dnia tego służbę na posterunkach w Tuilleries, zastępując tym sposobem inne oddziały służby pałacowej.
Był to zaszczyt, którym król nagradzał poświęcenie gwardji, tworzącej przez kilka tygodni jedyną straż jego; zresztą był to dowód zaufania, który dawał ludowi Paryża.
Lecz dzień ten 12 kwietnia przypadł właśnie czego nieprzewidywano, w wielki czwartek. Zatem w wielki czwartek, król Karol X. cały oddany nabożeństwu, nie mógł zaprzątać swego umysłu politycznemi zatrudnieniami, odłożono więc służbę gwardji z 12 na 16, z czwartku na poniedziałek wielkanocny. Następnie dnia 16 w chwili przybycia gwardji, gdy dziewiąta godzina uderzyła w pawilonie Zegarowym,. król Karol X. schodził ze schodów Tuilleries, jako generał gwardji narodowej, w towarzystwie Delfina, otoczony licznym sztabem.
Skoro przybył na plac Karuzelu, gdzie się zebrały oddziały dostarczone przez wszystkie pułki gwardji narodowej, nie wyłączając kawalerji, stanąwszy przed frontem powitał ich swoim zwyczajem z otwartą serdecznością.
Jakkolwiek w zwyczajnych przechadzkach Karol X. tracąc powoli popularność, nie dla swych osobistych przymiotów lecz skutkiem wad swego rządu, który przyjął politykę przeciwnarodową, jakkolwiek, mówimy, Karol X., był przyzwyczajony od roku do bardzo oziębłych powitań, wywoływał jednak czasami jeszcze sympatyczne okrzyki przez swe uśmiechy i ukłony, które przesyłał tłumom.
Lecz tym razem przyjęcie było lodowate. Żadnego entuzjazmu, żadnego uniesienia, parę rzadkich okrzyków uleciało nieśmiało w powietrze. Odbył przegląd i opuścił Karuzel z sercem wezbranem goryczą i smutkiem, obwiniając o przyjęcie nie system rządu, lecz potwarze dziennikarskie
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1054
Ta strona została przepisana.