— Niech Wasza królewska mość mnie pyta: będę odpowiadał.
— A zatem marszałku, co mówisz o przeglądzie?
— Był zimny.
— Zaledwie gdzieniegdzie okrzyk: Niech żyje król! Uważałeś to marszałku?
— Uważałem, Najjaśniejszy panie.
— Stałem się więc niegodnym ufności i przywiązania mego ludu?
Stary żołnierz milczał.
— Nie słyszysz mnie, marszałku? zapytał raz jeszcze Karol X.
— Przeciwnie, Najjaśniejszy panie, słyszę.
— A zatem pytam się, czy zdaniem twoim, marszałku, stałem się niegodnym ufności i przywiązania mego ludu?
— Najjaśniejszy panie!
— Przyrzekłeś mi powiedzieć prawdę, marszałku.
— Nie ty, Najjaśniejszy panie, ale twoi ministrowie... Na nieszczęście, lud nie pojmuje subtelności twego rządu konstytucyjnego: króla zatem i ministrów miesza razem.
— Ale cóż takiego zrobiłem? zawołał król.
— Nic nie zrobiłeś, Najjaśniejszy panie, tylko pozwoliłeś zrobić.
— Przysięgam ci, marszałku, że mam najlepsze chęci!
— Jest przysłowie, Najjaśniejszy panie, które utrzymuje, że piekło wybrukowane jest niemi.
— Proszę cię, marszałku, powiedz mi, co o tem myślisz.
— Najjaśniejszy panie, odrzekł marszałek, byłbym niegodnym łask twoich, gdybym... nie usłuchał twego rozkazu.
— A zatem?
— A zatem, Najjaśniejszy panie, myślę, że jesteś monarchą dobrym i szlachetnym, ale Wasza królewska mość otoczony jesteś i oszukiwany przez doradzców zaślepionych lub ograniczonych, którzy nic nie widzą, albo źle widzą.
— Dalej, dalej!
— Głos publiczny przemawia przezemnie do ciebie, Najjaśniejszy panie, że twoje serce jest prawdziwie francuskie, i że w twojem sercu nie gdzieindziej trzeba czytać.
— Są więc niezadowoleni?
Marszałek się skłonił.
— Z jakiego powodu?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1056
Ta strona została przepisana.