Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1059

Ta strona została przepisana.

swobód, obiecanych, zabezpieczonych i uświęconych ugodą zasadniczą.
Ten świetny dowód wyznania publicznego, ta manifestacja ludowa, radość całego kraju na wieść o cofniętem prawie, zdumiały ministrów, którzy postanowili tegoż samego wieczora wpośród hałasu i zgiełku, udać się w całem zgromadzeniu do króla. Zażądali, aby ich wprowadzono.
Zaczęto szukać króla. Król nie wyjechał nigdzie, a jednakże nie było go, ani w wielkim salonie, ani w gabinecie, ani też u Delfina, lub księżnej Berry.
Gdzież był zatem?
Jeden z kamerdynerów mówił, że widział Jego królewską mość wraz z marszałkiem Oudinot, idących po schodach na taras pawilonu Zegarowego. Udano się na te schody.
Dwóch ludzi stało tu górując nad całym zgiełkiem, nad temi światłami, które odbijały się na błyszczącej kuli księżyca i na srebrzystych obłokach przesuwających się szybko na niebie. Ci dwaj ludzie byli to Karol X-ty i marszałek Oudinot.
Oznajmiono im wizytę ministrów. Król spojrzał na marszałka.
— Po cóż oni przychodzą? zapytał.
— Żądają zapewne, abyś Wasza królewska mość przedsięwziął surowe środki przeciwko tej ogólnej radości.
— Poprosić tych panów, powiedział król.
Ministrowie mocno zdziwieni, poszli za adjutantem, któremu kamerdyner powtórzył rozkaz królewski.
W pięć minut później, rada zgromadzoną była na platformie pawilonu Zegarowego.
Biała chorągiew powiewała z wdziękiem, miotana falami wiatru. Możnaby powiedzieć, że była dumną z tych niezwykłych okrzyków.
Pan de Villele się zbliżył.
— Najjaśniejszy panie, powiedział, wzruszony niebezpieczeństwem, na które wasza królewska mość jesteś narażonym, przybywam z memi kolegami...
Król mu przerwał.
— Mowa pańska, zapytał, była zapewne, ułożoną przed wyjściem z pałacu ministerstwa finansów, nieprawdaż?
— Najjaśniejszy panie...
— Nie odmawiam wysłuchania jej, ale przedtem życzę