Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1068

Ta strona została przepisana.

Tym człowiekiem był nasz przyjaciel Jan Byk. Wstrząsał bronią, jak gdyby to była słomka, krzycząc, on który nie umiał czytać:
— Niech żyje wolność prasy!
Siła tego głosu, energja w poruszeniach, zdumiły starego króla, przybliżył konia o dwa kroki, człowiek wysunął się także z szeregów.
— Niech żyje król! Precz z jezuitami! precz z ministrami!
Karol X., jak wszyscy Bourboni, nawet jak Ludwik XVL, miał czasem wiele godności. Dał znak, że i on także ma coś do powiedzenia: dwadzieścia tysięcy ludzi umilkło naraz jakby zaczarowanych.
— Panowie, odezwał się, przybyłem tu aby odbierać hołdy, a nie nauki! Poczem zwracając się do marszałka Oudinot: Zakomenderuj defiladę, marszałku, dodał:
I zacinając konia, opuścił szeregi gwardji narodowej i zajął miejsce na froncie, naprzeciw masy tłumnej i burzliwej.
Defilada się zaczęła. Każda kompanja przechodząc przed królem wydawała okrzyk; po większej części okrzyki te były: Niech żyje król!
Oblicze Karola wypogodziło się trochę.
Po skończonej defiladzie, król rzekł do marszałka Oudinot:
— Mogło się to lepiej odbyć. Było trochę zamieszania, ale w ogólności, dobrze. Jestem zadowolony z całości.
I puszczono się galopem do Tuilleries.
Po powrocie do zamku, marszałek przysunął się do króla.
— Najjaśniejszy panie, zapytał, czy mogę w rozkazie dziennym objawić zadowolenie Waszej królewskiej mości?
— Nie mam nic przeciwko temu, odrzekł król. Obciąłbym jednak wiedzieć, w jaki sposób to zadowolenie będzie wyrażone.
Na to wszedł marszałek dworu, zapraszając do stołu.
Jego wysokość podał ramię księżnej Orleańskiej, książę Orleański księżnie d’Angouleme, książę Chartres księżnej Berry, i udano się do sali jadalnej.
Przez ten czas gwardziści powracali do swych dzielnic, rozbierali odpowiedź Karola X-go: Przybyłem tu, aby odbierać hołdy, nie zaś nauki. Uważano, że słowa te były trochę zanadto arystokratyczne, jak na miejsce, w którem