Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/108

Ta strona została przepisana.

antypatja dziewczynki do biednego instrumentu, zamieniła się w głęboką nienawiść.
Przed chwilą nazwaliśmy cię lubą, o czytelniczko, która pięknemi oczyma raczysz przebiegać te kartki! A czy wiesz dlaczego zwracamy się do ciebie z najczulszemi epitetami? Oto dlatego, że ty jako kobieta, jesteś skłonną do wrażeń czułych i łagodnych, a chcemy cię prosić, ażebyś użyła całego wpływu, jaki wywierasz na naszych czytelników, którzy w niecierpliwości swej gotowi nam zarzucić, że wpadamy w sielankę.
Do tego strasznego dramatu, który przedstawić mamy, pozwól nam otworzyć wonne i kwieciste wrota młodości; niebawem dojdziemy do namiętności męzkich i do zbrodni dojrzałego wieku.
Nieprawdaż więc, luba czytelniczko, że pozwalasz nam pobujać jeszcze czas jakiś po łąkach ubarwionych słońcem i pączkami kwiecia, przy rozgwarze ptaków i szmerze strumyków.

XX.
Laska czarnoksięzka.

Te i tym podobne zdarzenia, bynajmniej nie uspasabiały źle rodziny przybranej przeciwko Minie, przeciwnie, umacniały Justyna i siostrę w dobrej opinji, jaką mieli o sercu sierotki.
Zamiast więc ganić, zachęcali owszem, ażeby szła za popędem swej natury, która trochę promienia wesołości rzucała na dom; chcieliby byli z każdego zajęcia zrobić dla niej przyjemność, ze wszystkich dni święto; wiedziały dobrze te czyste serca, że wiek dziecinny jest wieczną niedzielą.
Ale matka była ślepa, siostra często chora, wszystko troje zapracowani.
Wychowujący mogli tylko smutek swój udzielić dziewczynce, ona więc, z łaski Bożej, oddała im wesołość swą.
W końcu takiej przewagi nabrała w tym domu, że stało się z nim jak z naturą przy schyłku zimy: zrazu nagi i podupadły, zdawał się odradzać do życia, i powoli, pod niewidzialnem tchnieniem, zaczął nabierać kiełków, liści, kwiatków.