szniejsze, wejście do sądu przysięgłych, ale nim wejdziemy do piekła występków, pozwólcie odpocząć na chwilę i nabrać siły w raju miłosnym, który nazywają pokojem pani de Marande.
Pokój ten, aby nie być w zetknięciu bezpośrednim z buduarem, był poprzedzony rodzajem przedsionka, który stanowił zarazem łazienkę i był oświetlony z góry za pomocą szkieł kolorowych, tworzących desenie arabskie. Zawsze zostawał on w półcieniu, a ściany jego obite były materją szczególniejszego rodzaju, koloru niezdecydowanego, pomiędzy perłowym a pomarańczowym; tkanina ta zdawała się być zrobioną z roślin azjatyckich, z których Indjanie wyciągają nitki, aby z nich tkać materję, znaną pod nazwiskiem nankinu. Dywany były z mat chińskich, miękkie jak najdelikatniejsza materja, meble z chińskiej laki, ze złotemi siatkami. Marmury białe jak mleko, a zdobiące je porcelany turkusowego koloru, które w sklepach starożytności nazywają sewrską porcelaną.
Wchodząc do tego cichego schronienia, oświetlonego tajemniczo jedną tylko lampą ze szkła czeskiego, zawieszoną u sufitu, mógłby kto sądzić, że jest o sto mil od ziemi.
Dostawszy się raz do tych obłoków lazurowych i złocistych, było rzeczą naturalną, przejść ztamtąd do raju, a pokój, do którego wprowadzimy naszych czytelników, był w istocie rajem.
Po podniesieniu portjery, pierwszym przedmiotem, który wzrok nasz uderza, jest piękna Lidja, wyciągnięta niedbale na łóżku zajmującem prawą stronę pokoju, wsparta jedną ręką o poduszkę, która zdawała się być z gazy, w drugiej trzymała małą książkę poezji, którą pragnęła może przeczytać, ale nie czytała, pogrążona w dumaniu.
Lampa z porcelany chińskiej paliła się na małym stoliczku i rzucała na białe muśliny przez klosz ze szkła czerwonego, różowe światło, podobne do wschodzącego słońca, które rzuca swe promienie na dziewicze śniegi Jungfrau lub góry Mont-Blanc.
To najpierw przyciągało wzrok nasz, i starać się będziemy odmalować choć w części wrażenie, jakie ten zachwycający obraz w nas wywołał, ale pierwej dokończyć musimy opisu tego schronienia.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1083
Ta strona została przepisana.