— Czy sądzisz, kochana Lidjo, że przyszedł czas, ażeby coś zmienić z tych warunków, i czy nie wydałbym ci się zbyt natrętnym, gdybym naprzykład dzisiejszego poranku przyszedł z całą prozą małżeńską, przerwać marzenia, jakie roiłaś w nocy i jakie roisz jeszcze może, w chwili gdy mówię do ciebie?
Pani de Marande zaczynała pojmować do czego zmierza ta rozmowa i uczuła występujący na twarz rumieniec. Jej mąż przeczekał aż cień ten się rozproszy, poczem mówił dalej:
— Czy przypominasz sobie te warunki? zapytał ze zwykłym uśmiechem i nieubłaganą grzecznością.
— Doskonale, odrzekła młoda kobieta, starając się nadać spokój głosowi.
— Albowiem niedługo dobiegają trzy lata, jak mam szczęście być mężem twoim, a w przeciągu trzech lat zapomnieć można wiele rzeczy.
— Ja nigdy nie zapomnę tego, com winna mojemu mężowi.
— Tutaj różnimy się w zdaniach. Ja nie sądzę, abyś mi cokolwiek winną była; ale gdybyś przeciwnego była zdania, i gdybyś sądziła, że zaciągnęłaś jakie długi względem mnie, to właśnie prosiłbym cię, abyś zapomniała o tem.
— Nie można zapomnieć na zawołanie; są ludzie, dla których niewdzięczność jest nietylko występkiem, lecz także niepodobieństwem. Mój ojciec stary żołnierz, niewprawny do interesów, włożył cały swój majątek, który spodziewał się podwoić, w przedsiębiorstwo przemysłowe i został zrujnowany. Zaciągnął zobowiązania względem domu handlowego, którego ty zostałeś właścicielem prawem spadku, i te zobowiązania nie mogły być w swoim czasie uiszczone. Pewien młody człowiek...
— Pani... chciał przerwać pan de Marande.
— Nie chcę nic opuszczać, nalegała Lidja, sądziłbyś, żem zapomniała. Pewien młody człowiek, przypuszczając, że mój ojciec jest bogatym, oświadczył się o moją rękę; wstręt wrodzony do tego człowieka sprawił, że z razu ojciec mój odepchnął jego starania. Jednakże zwyciężony memi prośbami, bo ten młody człowiek powiedział mi, że mnie kocha, i ja sądziłam także że go kocham...
— Pani sądziłaś tylko? odezwał się pan de Marande.
— Tak, sądziłam... Kiedy dziewczyna ma lat szesnaście, czy może być pewną swych uczuć, zwłaszcza gdy tylko
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1089
Ta strona została przepisana.