Powiadamy ciemny, jakkolwiek sala ta ma pięć olbrzymich okien i dwoje drzwi oszklonych, umieszczonych po jednej stronie; ale czy dla tego, że po przeciwległej stronie nie przebija żadne światło, prócz gdy otworzą się małe drzwiczki, któremi wchodzi oskarżony, czy też, że posępne mury, które napróżno stara się rozweselić obicie z błękitnego papieru, rzucają cień smutny, czyli nakoniec, że ten przybytek sprawiedliwości odbija brudy, jakiemi zbrodnia splamiła jego wnętrze, dość, że wchodząc tu, przejmuje smutek posępny, wstręt nie do opisania, podobny do uczucia, któreby nam sprawiło stąpnięcie na gniazdo wężów jadowitych.
Ale dzisiejszego wieczora, sąd raził blaskiem świateł, smutniejszych może jeszcze od ciemności.
Wyobraźmy sobie ten tłum oświetlony drżącemi płomieniami setnych świec woskowych, blaskiem lamp, których przykrycia rzucały na twarze sędziów szczególniejsze cienie, nadając im posępną bladość, właściwą inkwizytorom przedstawianym przez malarzy hiszpańskich.
Wchodząc do sali na pół oświetlonej, przenoszono się mimowolnie myślą do tych tajemniczych posiedzeń rad dziesięciu, lub też inkwizycji. Wszystkie tortury średnich wieków stawały przed oczyma, szukano w najciemniejszym zakątku sali, maski inkwizytora.
W chwili, gdy dostajemy się do środka, adwokat królewski zabiera się do przeczytania wniosków.
Jest to człowiek wysokiego wzrostu, blady, kościsty i suchy jak stary pargamin, trup żyjący, którego jedyną oznaką życia jest głos i wejrzenie, a jeszcze głos ma jak tchnienie, a wzrok niepewny i bez wyrazu. Człowiek ten zdaje się być wcieleniem procedury kryminalnej, jest to wniosek uosobiony.
Ale nim dadzą się słyszeć główne osoby tego dramatu, powiedzmy, jakie zajmowały miejsca w sali audjencjonalnej.
W głębi pośrodku urzędników zasiada prezydujący otoczony sędziami.
Z prawej strony pod dwoma olbrzymiemi oknami siedzi czternastu przysięgłych. Mówimy czternastu, gdyż adwokat królewski z powodu domniemanego przeciągnięcia się rozpraw, przybrał dwóch jeszcze dodatkowych przysięgłych i wyższego urzędnika sądowego.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1105
Ta strona została przepisana.