Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1108

Ta strona została przepisana.

Pierwszym z tych świadków był mer z Viry.
Czytelnicy znają już tego poczciwca.
Oszukany przerażeniem, z jakiem pan Gerard objawi mu katastrofę, wziął osłupiałość zbrodniarza za przestrach ofiary.
Przesłuchano także czterech czy pięciu chłopów, dzierżawców lub właścicieli z Viry, którzy mając tylko stosunki z panem Gerard z powodu kupna lub sprzedaży ziemi, oświadczyli, że w interesach okazywał się zawsze akuratnym i uczciwym.
Przesłuchano następnie że dwudziestu pięciu świadków z Vanvres i Bas-Meudon; byli to ci wszyscy, od czasu gdy pan Gerard zamieszkiwał między nimi, doświadczali jego dobroczynności i wspaniałości.
Jeżeli czytelnicy przypominają sobie rozdział zatytułowany „Filantrop wiejski“, zrozumieją zapewne, jakie wrażenie musiały sprawić na przysięgłych opowiadania wspaniałomyślnych uczynków szanownego pana Gerard, a w szczególności też ostatniego czynu, którego o mało nie przypłacił życiem.
Pan Sarranti zapytany o pana Gerard, odpowiedział z dobrą wiarą, że ma go za bardzo uczciwego człowieka, i że on sam musiał być oszukany pozorami, skoro go tak okrutnie oskarżył.
Na to zapytał go prezydujący:
— Lecz nakoniec, cóż powiesz pan na swoją obronę i jak zdołasz wytłómaczyć kradzież stu tysięcy talarów, śmierć pani Gerard i zniknięcie dzieci?
— Sto tysięcy talarów były moją własnością, odrzekł pan Sarranti, czyli raczej był to depozyt, który mi powierzył cesarz Napoleon. Pan Gerard sam mi je oddał. Co zaś do zabójstwa pani Gerard i zniknięcia dzieci, nie mogę nic powiedzieć, ponieważ pani Gerard była przy dobrem zdrowiu, a dzieci bawiły się na trawniku, gdy opuszczałem; zamek mniej więcej o trzeciej godzinie po południu.
Było to tak nieprawdopodobne, że prezydujący spojrzał na przysięgłych, ci zaś potrząsali głowami znacząco.
Ksiądz Dominik, w czasie przebiegu sprawy, wyglądał jak człowiek trawiony gorączką, która dochodziła czasem aż do szału. Podnosił się, siadał napowrót, ciągnął ojca za koniec surduta, otwierał usta, jak gdyby chciał mówić i nagle wydawał jęk głuchy; wyciągał chustkę z kieszeni