czonej obronie zrobiło się pusto koło niego. Otarł czoło potem zroszone i oczekiwał z obawą swego przeciwnika.
Obrońca pana Sarranti był to młody adwokat, należący do stronnictwa republikańskiego, zaledwie od roku rozpoczął zawód prawnika i pierwsze jego wystąpienie zajaśniało świetnym blaskiem.
Był synem jednego z naszych sławnych uczonych, nazywał się Emanuel Richard.
Pan Sarranti żył w przyjaźni z jego ojcem, a gdy młody człowiek ofiarował się bronić go, pan Sarranti przyjął ofiarę.
Emanuel Richard podniósł się, złożył na ławce beret adwokacki, odrzucił w tył długie czarne włosy i blady ze wzruszenia rozpoczął.
Głębokie milczenie zapanowało między słuchaczami, w chwili, gdy spostrzeżono, że zaczyna mówić.
— Panowie, rzekł patrząc wprost na przysięgłych, nie dziwcie się jeśli pierwsze moje słowo będzie okrzykiem oburzenia i boleści. Od chwili, gdy ukazało się potworne oskarżenie, które mam nadzieję skończy się na niczem, i na które pan Sarranti zabronił mi odpowiadać, wstrzymuję się zaledwie, i serce moje zranione krwawi się i cierpi głęboko... Obecny bowiem jestem wypadkowi okropnemu.
Człowiek zacny i szanowany, stary żołnierz, którego krew lała się na wielkich naszych polach bitew, w sprawie tego, co był zarazem jego rodakiem, mistrzem i przyjacielem, człowiek, którego serca nie splamiła nigdy żadna myśl niegodna, którego ręka nie przyłożyła się nigdy do złego uczynku, człowiek ten przybywszy tutaj z czołem podniesionem, aby odpowiedzieć na jedno z tych oskarżeń, co niekiedy są chwałą dla tych, których dosięgają, ten człowiek, który przyszedł wam powiedzieć: postawiłem głowę na kartę w wielkiej grze, którą nazywają spiskiem, a która wywraca trony, zmienia dynastje, wstrząsa państwami; przegrałem: weźcie tę głowę! człowiek ten słyszy jak odpowiadają mu na to: Kłamiesz, nie jesteś spiskowym, jesteś złodziejem, wydziercą, zabójcą!
A! panowie, przyznacie, że trzeba mieć dużo siły, aby pozostać z podniesioną głową wobec takiego oskarżenia.
W istocie jesteśmy silni! gdyż na to potrójne oskarżenie odpowiemy po prostu i jedynie te słowa: Gdybyśmy byli tym, co mówicie, człowiek orlego wzroku, płomien-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1113
Ta strona została przepisana.