— Gołąbko, rzekł, wyjdź z arki i niepowracaj jak tylko z gałązką oliwną!
Fragola nic nie odpowiedziawszy wyszła do przyległego pokoju, włożyła kapelusz z zasłoną, zarzuciła na ramiona płaszcz angielski, powróciła, podała Salvatorowi czoło do pocałowania i wyszła.
— Spocznij mój ojcze, rzekł młody człowiek, za godzinę będziesz miał posłuchanie na dziś albo najdalej na jutro.
Ksiądz usiadł, patrząc na Salvatora ze zdziwieniem graniczącem z podziwem.
— Któż więc jesteś, zapytał, ty, który pod tak skromną powierzchownością, używasz tak znakomitych wpływów?
— Mój ojcze, odpowiedział Salvator, jestem tem, co i ty: chcę postępować drogą, którą sobie obrałem, a jeśli kiedykolwiek opowiem moje życie, to jedynie tobie.
Pracownia, czyli raczej oranżerja Reginy w chwili gdy ojciec Dominik wchodził do Salvatora, to jest około godziny dziesiątej zrana, przedstawiała zajmujący widok trzech młodych kobiet ugrupowanych na jednej sofie, u stóp której spoczywało dziecię.
Trzy te młode kobiety, które czytelnicy już poznali, były: hrabina Rappt, pani de Marande i Karmelita; dziecię, to Pszczółka.
Regina niespokojna w jaki sposób Karmelita noc przepędziła, wstawszy rano, posłała Nanę dowiedzieć się o swą przyjaciółkę, z poleceniem przywiezienia jej swym powozem, w razie gdyby się czuła dość silną, ażeby przepędzić poranek w pałacu Lamothe-Houdan.
Karmelita miała najwyższą siłę, gdyż siłę woli; prosiła tylko Nanę o chwilę czasu, aby mogła zarzucić szał na ramiona, wsiadła do powozu i przybyła do Reginy. Chciała jej podziękować za wszystkie starania, była to najpierwsza potrzeba jej serca.
Oto co się wydarzyło.
Skoro pan de Marande opuścił pokój żony o siódmej godzinie, pani de Marande nadaremnie usiłowała zasnąć. O ósmej wstała, wzięła kąpiel, potem kazała prosić pana de Marande o pozwolenie odwiedzenia Karmelity.