Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1132

Ta strona została przepisana.

— Jest skazany!
— Na śmierć?
— Na śmierć!
Dziewice wydały lekki okrzyk. Dominik był przyjacielem Kolombana, Dominik był ich przyjacielem.
— Cóż można zrobić dla niego? zapytała Karmelita.
— Czy trzeba prosić o łaskę dla pana Sarranti? mówiła Regina. Mój ojciec jest dosyć dobrze z królem.
— Nie, odpowiedziała Fragola, trzeba prosić o rzecz łatwiejszą, moja ukochana Regino, ty to zrobisz...
— Co takiego? powiedz...
— Trzeba wyrobić posłuchanie u króla.
— Dla kogo?
— Dla księdza Dominika.
— Na który dzień?
— Na dziś.
— Tylko to?
— Tak jest... przynajmniej o to tylko prosi w tej chwili.
— Zadzwoń moje dziecko, rzekła Regina do Pszczółki.
Pszczółka zadzwoniła.
— O! moja siostro, zawołała, czy go nie zabiją?
— Zrobimy, co tylko będzie można, żeby się to nieszczęście nie stało, odparła Regina.
W tej chwili służący się ukazał.
— Każ zaprzęgać natychmiast, i uprzedź mego ojca, iż dla ważnych bardzo przyczyn jadę do Tuilleries.
— Do kogo udasz się w Tuilleries?
— Do kogożbym się udała, jeśli nie do księżnej Berry?
— A! ty jedziesz do Madame? zawołała Pszczółka. I ja chcę pojechać z tobą: księżniczka mi powiedziała, żebym zawsze przyjeżdżała, jak ojciec mój albo ty bywacie u jej matki.
— Niech i tak będzie, jedź ze mną!
— O! co za szczęście! co za szczęście! wołała Pszczółka.
— Drogie dziecię! rzekła Fragola, całując małą dziewczynkę.
— Tak, i przez ten czas gdy moja siostra powie księżnej, że potrzeba, aby ksiądz Dominik widział się z królem, ja powiem księżniczce, że my go znamy, i że nie powinno nic złego stać się jego ojcu.
Cztery młode kobiety płakały słysząc naiwne obietnice