Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1134

Ta strona została przepisana.

adjutanta; wszyscy rozlecieli się przerzynając pole bitwy w rozmaitych kierunkach. Spostrzegł trębacza, zawołał go. Trębacz przybiegł.
— Masz, rzekł mu, zanieś ten rozkaz generałowi Loban, i staraj się udać do niego najkrótszą drogą.
Trębacz przebiegł oczami drogę, którą miał przebyć, i wstrząsnął głową.
— Gorąco na tej drodze! powiedział.
— Boisz się?
— Miałbym się bać... kawaler legji honorowej!...
— A zatem, jedz z rozkazem.
— A jeśli będę zabity, czy cesarz wyświadczy mi jedną łaskę?
— Mów prędko... Czego żądasz?
— Pragnę aby w takim razie moja córka Atenais Ponroy, mieszkająca z matką przy ulicy Amandiers Nr. 17 była wychowaną w Saint-Denis, jako córka oficera.
— Stanie się: jedz spokojny!
— Niech żyje cesarz! zawołał. I podążył galopem.
Przebył cały front bitwy i dostał się aż do hrabiego de Loban; tylko dojeżdżając spadł z konia, lecz zdołał jeszcze podać generałowi papier zawierający rozkaz cesarski. Słowa jednego niepodobna mu już było wymówić: miał biodro strzaskane, jednę kulę w żołądku, drugą w piersiach.
Nikt już więcej nie wspominał o trębaczu Ponroy. Lecz cesarz pamiętał o swej obietnicy: przybywszy do Paryża wydał rozkaz, aby dziewczynka była odwieziona i przyjęta do Saint-Denis.
Oto jakim sposobem mała Atenais Ponroy, której nieco wyszukane imię chrzestne Salvator zmienił na Fragolę, uboga Atenais Ponroy, została przyjętą do Saint-Denis, pomiędzy córki pułkowników i marszałków.
Te cztery młode dziewczyny, pozycyj i majątków tak różnych, znalazły się pewnego dnia ściśle połączone braterstwem serca, związanem od dzieciństwa, a mającem dotrwać do śmierci.
Przedstawiając same przez się całe francuskie towarzystwo, można powiedzieć, były jakby wcieleniem arystokracji, szlachty cesarstwa, mieszczaństwa i ludu.
Wszystkie niemal w jednym wieku, o kilka miesięcy tylko różnicy, od pierwszej zaraz chwili przybycia na pen-