Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1142

Ta strona została przepisana.

— Lecz w takim razie, panie, rzekł król wzruszony, mówi: mów przecież! jeśli znasz winnego, nazwij go; bo jeśli zamilczysz, wtedy, synu wyrodny, ty będziesz katem; ojcobójco, ty zabijesz twego rodzica! A więc! mów, mów! jest to nietylko twojem prawem, lecz obowiązkiem.
— Najjaśniejszy panie, moim obowiązkiem jest milczeć, odpowiedział ksiądz, któremu łzy, pierwsze, które wylewał, zalały oczy.
— Jeśli tak jest, księże, odparł król, który widząc skutek a nieznając przyczyny, zrażony tem, co uważał za upór ze strony księdza, jeśli tak jest, pozwólcie mi się poddać wyrokowi sądu.
I dał znak wskazujący, iż posłuchanie skończone. Lecz, jakkolwiek rozkazujący był giest królewski, Dominik nieusłuchał, powstał tylko i głosem pewnym, lubo z uszanowaniem, powiedział:
— Najjaśniejszy panie, wasza królewska mość jesteś w błędzie, nie żądam, już nie żądam łaski dla mego ojca.
— Cóż więc zatem?
— Prosiłbym waszej królewskiej mości o zwłokę.
— O zwłokę?
— Tak, Najjaśniejszy panie.
— Ile dni?
Dominik obliczył w myśli, potem głośno:
— Pięćdziesięciu dni, powiedział.
— Lecz, rzekł król, prawo daje trzy dni skazanemu do założenia obrony, która dochodzić może dni czterdziestu.
— To różnie, Najjaśniejszy panie: sąd kasacyjny jeśli jest naglonym, może wydać wyrok we dwa dni, w jeden dzień nawet tak samo jak w czterdzieści i zresztą...
Dominik zawahał się.
— I zresztą? powtórzył król. Dalej, dokończ myśl twoją.
— Zresztą, mój ojciec nie będzie się bronić.
— Jakto, ojciec twój bronić się nie będzie?
Dominik wstrząsnął głową.
— Lecz w takim razie, zawołał król, twój ojciec chce umrzeć?
— Przynajmniej nic nie uczyni dla uniknienia śmierci.
— W takim razie sprawiedliwość będzie wykonaną.
— Najjaśniejszy panie, w imię Boga uczyń jednemu z jego sług łaskę, o którą cię błaga.
— A więc dobrze, księże, gotów jestem mu ją ofiarować