Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1148

Ta strona została przepisana.

— Czego więc żądałeś od niego?
— Zwłoki.
— Zwłoki! po co?
— Prawo przyznaje ci trzy dni zwłoki dla założenia „rekursu;“ gdy nikt nie przyspiesza wyroku sądu, przeciąga się to do czterdziestu dwóch dni.
— A zatem?
— A zatem prosiłem króla o dwa miesiące.
— Króla?
— Króla.
— Na co te dwa miesiące?
— Gdyż potrzebuję dwóch miesięcy, aby się wystarać o dowody twojej niewinności.
— Ja nie założę rekursu, Dominiku.
— Mój ojcze!
— Nie założę.... to jest moje stałe postanowienie, zabroniłem Emanuelowi, ażeby podawał prośbę w mojem imieniu.
— Mój ojcze, co ty mówisz?
— Powiadam, że odmawiam wszelkiego rodzaju zwłoki, byłem skazany na śmierć, chcę być stracony, odrzuciłem sędziów, nie kata.
— Mój ojcze, słuchaj mnie!
— Ja chcę być straconym... pilno mi skończyć z torturą życia i niegodziwością ludzi.
— Mój ojcze, szeptał smutno ksiądz.
— Ja wiem wszystko, cobyś mi mógł powiedzieć w tym przedmiocie, znam wyrzuty jakie masz prawo mi robić.
— O! mój szanowny ojcze! powiedział zarumieniony ksiądz Dominik, gdybym jednak błagał cię na klęczkach...
— Dominiku!
— Gdybym ci powiedział, że udowodnię twoją niewinność w oczach ludzi, tak jasno, jak to światło Boże, które przeziera aż do nas przez kraty twego więzienia...
— Dobrze więc, mój synu, ta niewinność błyśnie świetniej jeszcze po mojej śmierci; nie będę żądał zwłoki, nie przyjmę ułaskawienia!
— Mój ojcze! krzyknął Dominik, nie trwaj w postanowieniu, które jest twoją śmiercią i które będzie rozpaczą mojego życia, a może utratą mej duszy.
— Dosyć tego! rzekł Sarranti.
— Niedosyć, ojcze!... odparł Dominik osuwając się isto-