przedostatnim rozdziale nazywaliśmy „nieszczęśliwym Justynem“.
Pokłońcie mu się kochani czytelnicy i lube czytelniczki, bo uczynił szybkie postępy na wielkim gościńcu szczęścia. Jak opóźniony wędrowiec, odzyskał on stracony czas i pozostawił za sobą długie lata osamotnienia. Droga jest tak krótką od niewoli do szczęścia, że w pięć miesięcy mógł zapomnieć trosk całego życia.
Czy nagie zrobił majątek? czy jaki nieznajomy krewny przybył z dalekich wysp umyślnie, by go nazwać swym synowcem i mianować spadkobiercą? czy raczej trud, ten prawdziwy wujaszek z Ameryki, dający zawsze więcej, niż sobie obiecywać można, stworzył mu tę błogość?
Czyż on w tym dniu, a był to czwartek, dzień tańca w gospodzie, nie powinien był, z włosami opuszczonemi jak gałęzie wierzby, ze śpiewnym instrumentem w ramionach, stać w orkiestrze gospodniej, gdzie z taką pokorą, jak widzieliśmy, upraszał o miejsce kontrabasisty?
Cóż on tedy tam robił, leżąc w zbożu jak pasterz Wirgilego, Tityrus lub Dametas, gdy obowiązek wzywał go gdzieindziej?
Nie, obowiązek już go nie wzywał do orkiestry: dwaj jego uczniowie przebyli tryumfalnym skokiem przepaść klasy trzeciej; miał lekcyj dosyć; oszczędności tyle, że mógłby dom kupić i coś już trzy czy cztery miesiące jak zaprzestał uczestniczyć w tej niezgodnej symfonii, do której zapędziła go nędza.
Był tam gdzie powinien być, nigdzie nie byłoby mu lepiej: miejsce które zajmował na tem polu, było tem samem, które przed pięciu laty zajmowała dziewczynka, co w tak magiczny sposób przemieniła ubogie mieszkanie na przedmieściu św. Jakóba, i odmłodziła naszego bohatera; była to rocznica nocy spotkania się jej z Justynem, to też dziękował Bogu w tej chwili, za nieoceniony skarb jaki mu zesłał.
Było to w miesiącu czerwcu roku 1826, dziewczynka została wysoką i smagłą dziewicą.
Rozpoczęła piętnasty rok życia. Była to piękna blondyna; rzekłbyś, że złożoną jest ze wszystkich kwiatów tych łąk i pól, śród których przepędzała noc przed pięciu laty; był to wieniec kwiecia, różany i świeży.
Ze swej strony Justyn stał się prawie pięknym, mó-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/115
Ta strona została przepisana.