niową, ujrzałem człowieka broniącego się trzem napastnikom, usiłującym przez otwarte odrzwia kanału pociągnąć go ku Sekwanie. Nie traciłem czasu na drogę po schodach: ześliznąłem się po poręczy i spadłem na ulicę. Byłem o dwa kroki od zbójców; jeden z nich zbliżył się do mnie z podniesioną pałką. Padł natychmiast w kanał, zabity kulą z pistoletu. Na ten widok, na huk wystrzału dwaj inni uciekli a ja zostałem z tym, na obronę którego cudem sprowadziła mnie Opatrzność. Był to Jackal. Wtedy znałem go tylko z nazwiska, tak jak zna go każdy. Powiedział mi kim jest i dla czego tu się znajduje. Miał on zrobić zejście do jednego bardzo złego zbiorowiska mieszczącego się przy ulicy Latarniowej o kilka kroków od schodów. Przybywszy na kwadrans przed agentami, stał ukryty za kratą kanałową, gdy nagle taż krata się otworzyła, i trzej ludzie wypadli. Byli to poniekąd delegowani od wszystkich złodziei i zbójców paryskich, którzy poprzysięgli sobie pozbyć się pana Jackala. Jakoż, mieli już dotrzymać obietnicy, kiedy nieszczęściem dla nich, a szczególniej dla tego, co konał u nóg moich, przybyłem na pomoc panu Jackalowi. Od tej chwili pan Jackal okazuje mi pewną wdzięczność, a mnie i przyjaciołom moim wyświadcza różne drobne przysługi, które wyświadczyć może bez ujmy stanowisku naczelnika policji bezpieczeństwa.
— W takim razie może być, odezwał się Dominik, że chciał ci zrobić przyjemność.
— Być może, ale idźmy do domu. Czy widzisz tego pijanego człowieka: idzie on za nami od ulicy Jerozolimskiej, jak tylko wejdziemy we drzwi, on na pewno wytrzeźwi się.
Salvator dobył klucz z kieszeni, otworzył drzwi od sieni, przepuścił Dominika i zamknął.
Roland poznał pana, nasi dwaj towarzysze zastali też psa na pierwszem piętrze, a Fragolę czekającą na Salvatora u drzwi mieszkania.
Obiad był gotów, gdyż czas płynął wśród tych rozmaitych wypadków, i było już po godzinie szóstej.
Oblicza dwóch młodzieńców były spokojne. Nic zatem przykrego zajść nie mogło.
Fragola wzrokiem pytała Salvatora.
— Wszystko idzie dobrze! rzekł z półuśmiechem.
— Czy pan będzie łaskaw zostać z nami na obiedzie? zapytała Fragola.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1160
Ta strona została przepisana.