nia. Ucałuj rękę tego świętego człowieka, Fragolo; ja odprowadzę go aż po za miasto.
Fragola podeszła i ucałowała rękę mnicha, który patrzał na to ze słodkim uśmiechem.
— Ponawiam błogosławieństwo, moje dziecię, rzekł, bądź tak szczęśliwą jak jesteś czystą, dobrą i piękną.
Potem, jakby wszystkie istoty żyjące w domu miały prawo do jego błogosławieństwa, przeciągnął ręką po głowie psa, i wyszedł.
Salvator pozostawszy w tyle, dotknął zlekka skroni Fragoli, szepcąc:
— O tak! czystą jesteś, dobrą i piękną!
I udał się za księdzem.
Przed wyjściem z miasta, Dominik musiał być jeszcze w domu; dwaj więc młodzieńcy udali się drogą ku ulicy Pot-de-Fer.
Zaledwie uszli dziesięć kroków, gdy posłaniec miejski, któremu tylko co człowiek jakiś owinięty płaszczem oddał list, wyszedł z za węgła i udał się za nimi.
— Słuchaj, rzekł Salvator do Dominika, założę się, że ten posłaniec miejski ma interes w tę stronę, co my.
— Więc nas szpiegują?
— Ba! Jakoż, młodzieńcy zawrócili się trzy razy we trzech rozmaitych stronach miasta, posłaniec wciąż szedł w tym samym kierunku.
— O! wyrzekł z cicha Salvator, pan Jackal jest człowiek zręczny, ale że my mamy Boga za sobą, a on tylko djabła, to może my będziemy zręczniejsi od niego.
Weszli do domu, ksiądz wydobył klucz.
Jakiś człowiek stał przed domem rozmawiając z odźwierną i głaskał jej kota.
— Przypatrz się dobrze temu człowiekowi jak będziemy wychodzić, rzekł Salvator idąc do mieszkania Dominika.
— Któremu człowiekowi?
— Temu, co rozmawia z twoją odźwierną.
— Dla czego?