Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1188

Ta strona została przepisana.
I.
Radź sobie, a Bóg ci dopomoże.

Owóż dnia 21-go maja, w poniedziałek, w owym lesie, na lewo od ulicy Piekielnej na prawo od Wschodniej, wprowadzeni przez węglarza, przewodnika i stróża, któregośmy przeprowadzili przed oczyma naszych czytelników, a którym nie kto inny był tylko przyjaciel nasz Toussaint-Louverture, znajdowali się zamaskowani węglarze w liczbie dwudziestu, to jest loża szczegółowa.
Dla czego i jak loża wybrała sobie to miejsce na zebranie, objaśnić nam łatwo.
Przypominamy sobie tę noc, w której pan Jackal, bujając się na linie w Studni Gadającej, odkrył tajemnice zebrań węglarskich w katakumbach; pamiętamy, że wskutek tego odkrycia pan Jackal napisał do Wiednia, a następnie unicestwił spisek mający na celu uprowadzenie księcia Reichstadt.
Niezręczni agenci rozpletli o tem odkryciu, i odwiedziny pana Jackala przestały być tajemnicą dla sprzysiężonych, wywracając zamiar generała Lebastard-de-Premont tak pracowicie osnuty, nie miały dla sprzysiężonych paryskich tej ważności, jakby się zrazu wydawało.
Gdyby wsadzono do katakumb dziesięć pułków wojska, żołnierze nie ujęliby ani jednego carbonara, bo tysiączne ścieżki podziemia prowadziły do schronień niedostępnych. W kilku wreszcie miejscach katakumby były doskonale podminowane, i dosyć było iskierki, ażeby wysadzić cały brzeg lewy. Prawda, że razem z Paryżem można było wysadzić i siebie; lecz czyliż nie tak samo zginął Samson?
Jednak przed przyjściem do strasznej ostateczności, lepiej było chwilowo opuścić katakumby, zostawiając sobie powrót w razach rozpaczliwych. Miejsc zebrania nie brakło, a jeżeli katakumby nie mogły już wszelako sta-