Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1194

Ta strona została przepisana.
II.
Co można i czego nie można zrobić za pieniądze.

Salvator, oparty o pień drzewa, patrzał przez chwilę na generała.
Oblicze pana Sarranti, kiedy usłyszał swój wyrok śmierci, nie wyglądało tak znękane i blade, jak oblicze generała, kiedy usłyszał ów okrutny wyrok z ust przyjaciół, do których z narażeniem życia przybył z prośbą o pomoc.
Salvator zbliżył się się. Generał podał mu rękę.
— Panie, odezwał się, znam cię tylko z imienia; imię to twoi przyjaciele wymówili głośno i wydaje mi się dobrą wróżbą. Kto twe imię wymawia, to jakby rzekł, wybawca.
— Rzeczywiście, panie generale, odrzekł z uśmiechem Salvator, jest to imię predestynowane.
— Czy znasz pana Andrzeja Sarranti?
— Nie, panie; ale jestem poświęconym i wdzięcznym przyjacielem jego syna. Dosyć powiedzieć, generale, że czuję całą boleść twoją i że możesz na korzyść swego przyjaciela rozrządzać ciałem moim i duszą.
— Więc nie dzielisz pan zdania naszych braci? zapytał generał.
— Posłuchaj generale, rzekł Salvator, ruch mas, zawsze niemal trafny jako instynktowy, częstokroć jest także ślepym. Każdy z tych ludzi co ratyfikowali skazanie pana Sarranti, zapytany pojedynczo, inny wydałby był wyrok, to jest taki, jaki ja sam wydaję. Nie, w głębi mego sumienia nie wierzę, ażeby pan Sarranti był winnym. Ten kto od lat trzydziestu nadstawia głowę w krwawych przygodach wojny, w śmiertelnych walkach stronnictw, ten nie mógłby być nędznym złodziejem, pospolitym łotrem; moralnie więc zaręczam za niewinność pana Sarranti.
Generał uścisnął rękę Salvatora.
— Dziękuję za te słowa, rzekł.
— Ale, mówił dalej Salvator, od chwili gdym ci, generale, ofiarował swą pomoc, oddałem się jednocześnie do rozporządzenia twego.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć? Słucham.
— Chcę powiedzieć, że w obecnem położeniu, nie dosyć jest zaręczać za niewinność naszego przyjaciela, trzeba jej dowieść. W walkach prowadzonych wzajemnie, pomiędzy